Osiodłany koń bez jeźdźca galopował przez 30 km

W czwartek wieczorem lubartowscy policjanci otrzymali zgłoszenie o koniu, który biegł po Wandzinie z siodłem, ale bez jeźdźca na grzbiecie. Policjanci, którzy zostali skierowani na miejsce zastali opisywane zwierzę pod wiaduktem. Koń faktycznie miał założone siodło, jednak nie miał uzdy.

Mundurowi o ujawnieniu wystraszonego zwierzęcia powiadomili miejscowych właścicieli stadnin. Nawiązali też kontakt z pogotowiem, czy przypadkiem było zgłoszenie o rannej osobie, która mogła spaść podczas jazdy konnej. Funkcjonariusze przeczesali okolicę, w celu poszukiwań ewentualnego rannego jeźdźcy, jednak nigdzie takiego nie ujawniono. O ujawnieniu zwierzęcia i poszukiwaniach jego właściciela nadano komunikat do ościennych jednostek Policji.

Policjanci w rozmowie z właścicielką jednej z pobliskich stadnin ustalili, że zwierzę najprawdopodobniej wystraszyło się burzy i uciekło. Dodatkowo, widząc jego zmęczenie, można było przypuszczać, że przebiegło nawet 30 kilometrów.

Noc zwierzę spędziło w miejscowej stadninie. Na szczęście, dzięki wspólnym działaniom funkcjonariuszy, hodowców koni i właścicieli stadnin, w piątek rano sprawa się wyjaśniła. Właścicielem klaczy okazał się mieszkaniec pow. lubelskiego, który w czwartek razem ze swoim zwierzęciem przebywał w powiecie łęczyńskim.