Bitwa w Lesie Stockim – Klęska władz PRL

Bitwa w Lesie Stockim miała miejsce 24 maja 1945 roku. Las Stocki znajduje się nieopodal drogi Puławy – Kazimierz Dolny. Wieś umiejscowiona jest w charakterystycznym terenie, otaczają ją lasy, jary i wąwozy.

Przed bitwą

W jakim celu przybył „Orlik” ze swoim oddziałem w to miejsce ? Według Jerzego Ślaskiego, autora książki „Żołnierze Wyklęci”, przyjechał w to miejsce by po długim marszu odpocząć, zebrać siły, dokonać zmian organizacyjnych i odejść z terenu intensywnie przeczesywanego przez wojsko i UB. Oddział „Orlika” przybył na miejsce 23 maja. Nieopodal wsi, miał czekać na niego oddział Czesława Szlendaka „Maksa”. Oddział ten pojawił się dopiero na drugi dzień. Połączone siły liczyły 170 osób. Oddział partyzancki złożony z ludzi „Orlika” i „Maksa” był wyposażony w broń produkcji niemieckiej i radzieckiej oraz brytyjskie granaty ręczne Gammon.

W tym czasie do puławskiego PUBP, złożono donos na partyzantów, którzy odpoczywali w Lesie Stockim. Nieopodal w Wierzchoniowie, przejeżdżała zmotoryzowana grupa operacyjna UB i NKWD pod dowództwem przez kpt. Henryka Deresiewicza (kierownika WUBP w Lublinie), Jana Leptucha (komendanta UB w Puławach), radzieckiego oficera NKWD oraz komendanta milicji Morguta , która zmierzała do Kazimierza Dolnego. Została ona skierowana do likwidacji oddziału w Lesie Stockim. Grupa NKWD-UB, składała się z około 200 żołnierzy. Oddział był dobrze uzbrojony, dysponował karabinami powtarzalnymi Mosin, automatami PPSz i PPS oraz erkaemami DP i cekaemami Maxim. Sowieci mieli transportery opancerzone, produkcji amerykańskiej, półgąsienicowe Half-tracki, uzbrojone w wielkokalibrowy i ciężki karabin maszynowy Browning. Podobną sprawność ogniową posiadały Ubeckie  samochody pancerne BA, wyposażone w karabin maszynowy DT, zamontowany na obrotowej wieżyczce.

Widok na Las Stocki

Przebieg bitwy

Oddział sowietów rozpoczął rozeznanie w terenie, następnie doszło do podziału oddziału , który skierowały się do wąwozów. Część ludzi weszło do zachodniego wąwozu Zadole, kierując  się na północ. Kolejna grupa szturmowa weszła do wschodniego wąwozu Glibienny Dół i skierowała swój marsz do  centrum Lasu Stockiego. Większa część żołnierzy, poszła w kierunku południowych krańców Okręglicy, gdzie kwaterowali żołnierze „Maksa” . Oddział miał na celu okrążenie oddziału partyzantów. Pierwsze ofiary działań sowietów to żołnierze „Maksa”, którzy zostali zaatakowani w punktach posterunkowych przez żołnierzy radzieckich, idących Zadolem. Żołnierze „Maksa” byli całkowicie zaskoczeni tym atakiem. Gdy na horyzoncie pojawiła się tankietka, żołnierze rozpoczęli chaotyczny ogień. Partyzanci „Maksa” ponieśli pierwsze straty, stracili 4 żołnierzy. Tankietkę, w krótkim momencie wymija transporter opancerzony. Z pojazdu wyskakują radzieccy żołnierzem którzy ukrywają się w pobliskich zabudowaniach. W tym czasie partyzanci atakują skutecznym ogniem pojazd, który szybko się wycofał. Partyzanci granatem likwidują oddział znajdujący się w zabudowaniach, do tego celu użyto granaty. Transporter ostrzelał Jerzy Ślaski „Nieczuja”, a żołnierzy w zabudowaniach obrzucili granatami Kazimierz Łukasik „Samopał” i Zdzisław Jarosz „Czarny”. W innym miejscu Jerzy Michalak „Świda” rzucił celnie granat przeciwpancerny w samochód pancerny. Zaraz „Orlik”  ogłosił alarm w centrum wsi. Dopiero po naradzie „Orlika”, postanowiono by odeprzeć atak nieprzyjaciela.  Po naradzie „Orlik” wydał rozkaz kontrataku i próby oskrzydlenia komunistów. Teren sprzyjał partyzantom, Sowieci nie mogli w pełni wykorzystać sprzętu zamontowanego na samochodach ponieważ walka trwała w terenie zubranizowanym. Sowietom nie udało się wyprzeć poza teren wsi, żołnierzy oddziałów partyzanckich. Po rozczłonkowaniu oddziału radzieckiego przez partyzantów , Sowieci postanowili przejść do obrony okrężnej. Partyzanci w tym czasie zdążyli zniszczyć, sowieckie pojazdy opancerzone. Od ognia zapłonęły pobliskie zabudowania.  Walka przeniosła się do okolicznych wąwozów i lasów. Na rozkaz Mariana Bernaciaka jedna z grup pod dowództwem Jerzego Michalaka „Świdy” zaatakowała wschodnią sowiecka grupę w rejonie Glibiennego Dołu. W środkowej części wsi, stacjonowała obrona polskiego centrum z Zygmuntem Kęskim „Świtem” i Jerzym Śalskim  „Nieczują” na czele. Wkrótce powstrzymali oni, napór żołnierzy Radzieckich, zabijając cały desant w jednym z  transporterów. Prawe skrzydło, dowodzone było przez ppor. Józefa Mierzwińskiego „Wiernego”, które działało w obrębie wąwozu Zadole. Część grupy działała na górnej krawędzi jaru a pozostali zeszli na dół. Tutaj podczas walki, oddział zepchnął komunistów w południową część odcinka wąwozu. Oddział „Orlika” natknął się na grupę komunistów, prowadzących żołnierzy, mieli oni podwinęte lewe rękawy (był to znak rozpoznawczy sowietów). Wacław Kuchnio „Spokojny”, zapytał o hasło, odpowiedź padła „Leningrad”, w tym momencie partyzanci otworzyli ogień w kierunku komunistów. Podczas ostrzeliwania padło całe dowództwo komunistycznej grupy operacyjnej, w tym dowodzący akcją kpt. Henryk Deresiewicz oraz por. Aleksander Ligęza.  Pozbawienie dowództwa komuniści, wpadli w panikę, kryli się w głębokim wąwozie oraz próbowali uciekać. Rozgorzała się strzelanina. Żołnierze radzieccy strzelali do siebie nawzajem oraz byli ostrzeliwani przez partyzantów, stacjonujących u góry wąwozu. Drogę ucieczki blokowali żołnierze „Olika”. Wraz z nastaniem mroku, walka cichła, zabudowania się dopalały. Wydawało się, że walka jest rozstrzygnięta. Jednak do oddziału partyzanckiego doszła wiadomość o zbliżającej się kolumnie samochodów ze wsparciem dla sił komunistów. Wtem „Orlik” zarządził odwrót i koło godziny 22 w szyku marszowym, partyzanci opuścili wieś.

Walka w Lesie Stockim była krwawa. Nie na darmo nazywana jest jedną z największych bitew z komunistycznym okupantem. Z oddziału „Orlika” zginęło od 8 – 12 partyzantów. Oddziały NKWD-UB ponieśli straty w liczbie 30 – 40 żołnierzy, w tym kpt. Henryk Deresiewicz, naczelnik Wydziału do Walki z Bandytyzmem WUBP w Lublinie, i Aleksander Ligęza, zastępca szefa PUBP w Puławach. Według historyka Grzegorza Motyki, było to największe zwycięstwo żołnierzy AK-WiN odniesione nad wojskami NKWD-UB w historii antykomunistycznego polskiego podziemia.

Pomnik bitwy

Tak wspominał tą walkę Jerzy Skolimowski ps. Znicz :

„„Orlik” nakazał mnie i „Płonce” rozstawić lotnicze kaemy nad wąwozem, gdzie wycofali się się nasi ludzie. Czekaliśmy na wroga. Po pewnym czasie nadjechał transporter z kilkunastoma Rosjanami, który kierował się w stronę wąwozu, chcąc nam prawdopodobnie odciąć drogę odwrotu. Wszyscy strzelali na oślep po zaroślach i krzyczeli: smiert lachom, smiert lachom. Kiedy pojazd zbliżył się na dogodną odległość, zaterkotały nasze kaemy. Niebieski oślepiający ogień kul zapalających przeleciał po burcie pojazdu. Ruscy spostrzegli, że są w potrzasku, przestali krzyczeć i zaczęli podnosić ręce do góry. Po następnych celnych seriach niebieski ogień pojawił się na ich mundurach. Nikt nie uszedł z życiem.

 W innym miejscu partyzanci „Orlika” zaatakowali kolejną grupę radziecką. Wspomnienia Stanisława Królika ps. Sosna :

W wąwozie zawrzało jak w ulu, słychać było jazgot broni maszynowej, wybuchy granatów oraz krzyki i nawoływania dowódców. Zażarta walka toczyła się o każdy metr terenu. Mijały godziny, przeciwnik słabł i cofał się, aż w końcu został zepchnięty do bardzo głębokiej końcowej części wąwozu. Otoczony ze wszystkich stron, oddawał resztki swoich sił. Naraz słychać było żałosne: „Panowie nie strzelajcie, my milicja”. „Przerwać ogień”, pada rozkaz dowódców i wezwanie: „wychodzić”. Po chwili ciszy dochodzi głos oficera NKWD: „job waszu mat, nie poddajsa, strielaj”. Znów piekło zaczynało się na nowo.